środa, 8 kwietnia 2015

Rozdział 2: Wspólny szlaban

Witajcie <3 Dzisiaj udało mi się dopracować II rozdział, kiedy III? Przyznam szczerze, że sama nie wiem. Może uda mi się go dodać w niedzielę, ale nic nie obiecuję. W następnym tygodniu mam wymianę polsko- włoską, a potem wyjazd do Warszawy. Dzisiaj dedykuję go dwóm osobom:
- Surullinen, dzięki twoim komentarzom dostrzegam swoje błędy i staram się je poprawiać :) Dziękuję bardzo <3
- Mojemu kochanemu bratu <3 Dziękuję za to, że jest, że mnie wspiera i, że mam ochotę, a także siłę, aby pisać ;3 Dziękuję!


- Mamo... no plose - Harry po raz kolejny pociągnął matkę za sukienkę. Znajdowali się w niewielkiej kuchni, gdzie Lily kroiła warzywa. Nagle drzwi otworzyły się i w progu stanął James. Włosy miał zwichrzone od wiatru, a okulary od razu mu zaparowały. Mężczyzna ściągnął buty, zawiesił kurtkę na wieszaku i wszedł do kuchni. Objął rudą w pasie jednocześnie przyciągając do siebie i pocałował ją czule.
- Witaj kochanie, jak minął Ci dzień? - Wziął Harry'ego na ręce i zaczął go podrzucać.
-  Twój syn domaga się opowieści, ale nie mogę go nią uraczyć, ponieważ robię kolację. Czy mógłbyś się tym zająć? - spytała Ruda, patrząc mu błagalnie w oczy.
- Jasne, ale sama się o to prosiłaś, więc nie zdziw się jak trochę ją ubarwię- zachichotał Potter i razem z synem udali się do salonu. Rogacz usiadł w fotelu i wziął syna na ręce- Dzisiaj opowiem Ci o naszym pierwszym, wspólnym szlabanie, zgoda?
- Mama była negzecna? - Harry uniósł brwi, a James wybuchnął śmiechem.
- Żebyś wiedział, było z niej prawdziwe ziółko.
- Nie słuchaj go Harry, twój tatuś sprowadzał mamę na złą drogę - wtrąciła Lily, która weszła do pokoju i rzuciła Jamesowi karcące spojrzenie. Rogacz uniósł dłonie w niewinnym geście i zachichotał, po czym zaczął opowiadać.


Od rozpoczęcia roku szkolnego minęły 3 tygodnie. Omiatałem wzrokiem dormitorium i próbowałem znaleźć eliksir na wytrzeźwienie. Po wczorajszej nocy był mi potrzebny na gwałt. Nie pamiętałem prawie nic, w głowie miałem tylko urywki wspomnień. Jedno wiedziałem na pewno- dużo wypiliśmy. Kopnąłem dwie puste butelki ognistej whiski. Po całym pokoju walały się śmieci, puste flaszki, a także pudełka po papierosach.  W końcu dotarłem do szafki Remusa, na dnie leżała ostatnia fiolka. Już po nią sięgałem, kiedy jakaś wielka łapa wyprzedziła mnie i zabrała eliksir.
- Spóźniłeś się Rogasiu - Syriusz zachichotał i odkorkowywał buteleczkę.
- Ejj no nie, Łapa zlituj się... potrzebuję jej bardziej - jęknąłem.

- Ja też - odezwał się Kol, który stanął obok mnie - Mam dzisiaj randkę z Tatią i jak zobaczy, że piłem to wszystko odwoła. Nienawidzi gdy ktoś pije.
- Ja mam zaraz lekcję z Lily.
- A ja randkę z Dorcas - Syriusz spojrzał na zawartość butelki - Co wy na to, aby każdy z nas wypił po łyczku? Nigdy nie próbowaliśmy, a nuż się uda.
- Innego wyjścia nie widzę - Odparłem. Łapa łyknął pierwszy, po czym podał butelkę Kolowi, chłopak pociągnął spory łyk i ja wypróżniłem fiolkę do cna - Zobaczymy czy to coś da - spojrzałem na zegarek - Cholera, Mcgonagall nas zabije... jesteśmy już spóźnieni - złapałem torbę i w pośpiechu wybiegliśmy z dormitorium. Wpadłem do sali lekko zasapany, ale od razu zająłem swoje miejsce obok Evans. Huncwoci ulokowali się na tyłach.
- Przepraszamy za spóźnienie pani profesor!
- Gryffindor traci 10 punktów Potter - Nauczycielka westchnęła i próbowała coś dalej tłumaczyć, ale ja nie słuchałem jej, wpatrywałem się w miłość swojego życia. Lily wyglądała dzisiaj cudownie, nie wiem czy to było możliwe, ale chyba tak, albowiem z dnia na dzień była coraz piękniejsza. Miała na sobie szkolny mundurek,a włosy zaplotła w warkocz. Pisała coś w notatniku i lekko zagryzała wargę jakby nad czymś się zastanawiała. W końcu podniosła wzrok, miała najpiękniejsze oczy na całym świecie i wcale nie przesadzałem. Na jej zielone szmaragdy mógłbym się patrzeć wieczność.
- Panie Black, panie Potter - Nauczycielka podeszła do ławki Łapy i Kola, obaj słodko spali i cicho chrapali. Powtórzyła ich nazwiska, ale głośniejszym tonem tak, że natychmiast się obudzili - Co wyście wczoraj robili? Nie za dużo tych imprez?
- My... wcale nie imprezowaliśmy- tłumaczył się Syriusz.
- Doprawdy? A więc ma pan na sobie różowy sweter przez przypadek? A pan Potter sam sobie napisał na czole: Jestem do twojej dyspozycji? - Cała klasa zachichotała, Kol próbował pozbyć się napisu, natomiast Syriusz chciał zmienić kolor swetra, ale wychodziło mu to nieudolnie - Proponuję imprezować w weekendy, a nie w ciągu tygodnia. A teraz proszę ćwiczyć.

 - Liluś, co my w ogóle mamy robić? - spojrzałem jej w oczy i uśmiechnąłem się.
 - Czy ty słuchałeś chociaż przez chwilę Mcgonagall? Mamy ćwiczyć.
- Tak, a co dokładnie? - Uwielbiałem się z nią droczyć. Zawsze gdy się denerwowała jej policzki robiły się czerwone, a do tego wywracała oczami. Czasem uderzała mnie z liścia.
- Mamy próbować zmieniać filiżanki w zwierzęta - Podała mi kubek, a ja wyjąłem różdżkę. Jej naczynie już po chwili zmieniło się w białą sówkę. Mi zajęło to 10 minut. A gdyby tak jeszcze troszkę ją podenerwować? Rozejrzałem się po sali, Mcgonagall była daleko, więc machnąłem różdżką i po chwili na głowie Lily pojawiły się królicze uszka.
- Coś ty zrobił? - wyciągnęła lusterko, a widząc moją sztuczkę, zmrużyła gniewnie oczy i poczułem jak coś mi wyrasta. Pomacałem głowę i wyczułem wielkie jelenie rogi - Teraz przezwisko Rogacz idealnie do Ciebie pasuje.
- Tak sądzisz? Za to tobie czegoś brakuje - jeden ruch i na jej spódnicy pojawił się mały puchaty ogonek.
- No nie - Ruda roześmiała się i już miała coś wyczarować, ale do ich stolika podeszła pani profesor, aby zobaczyć efekty pracy.
- Co to wszystko ma znaczyć?! - Spojrzała na moje rogi, a potem na jej uszy i wywróciła oczami. Widziałem jak próbuje się nie roześmiać, zagryzała wargi, aby nie pokazać uśmiechu, który aż cisnął jej się na twarz - Oboje dostajecie szlaban. Dzisiaj o 18 w gabinecie profesora Filcha - Mcgonagall odeszła do biurka. Mógłbym się założyć, że cichy chichot, który prawie został zagłuszony przez dzwonek, wydała ona.
- Widzisz Ruda? W końcu umówiłaś się ze mną na randkę- zachichotałem, a ona trzasnęła mnie książką po głowie po czym wyszła z klasy. Na następnych lekcjach już się skupiałem, w końcu trzeba było jakoś zdać te Owutemy. Wróciłem do pokoju po obiedzie i zacząłem się szykować do szlabanu, który traktowałem jak randkę z Lily. Do spodni schowałem pelerynę niewidkę, zawsze mogła się przydać.
- A ty gdzie się tak ubierasz? - Spytał Syriusz, który wszedł do dormitorium. Przeżywałem wewnętrzny dylemat, albowiem miałem do wyboru zieloną, albo czerwoną koszulę w kratę. Zielona bardziej pasowałaby do jej oczu, ale w czerwonej wyglądałem lepiej.
- Czerwona, na pewno - odparł Łapa, widząc że pytam go o zdanie.
- Idę na randkę z Lily - uśmiechnąłem się, ale przyjaciel nie wziął tego na poważnie, zaczął się śmiać, jakby to był najlepszy kawał jaki kiedykolwiek mu opowiedziałem.
- James? Jesteś pewny, że Lily się zgodziła? - Remus podniósł się na łóżku - Powiedziała tak? Czy użyłeś słowa randka, kiedy ją zapraszałeś?
- No... nie do końca. Mcgonagall dała nam szlaban, który będziemy razem odbywać.
- No to to nie jest randka panie Potter, randka jest wtedy kiedy jedna i druga osoba wyraża chęć na wspólne spotkanie. Umawiają się wybierając miejsce, datę i godzinę.
- Ale Mcgonagall wyznaczyła nam miejsce, datę i godzinę- zaprotestowałem wpatrując się w Lunatyka.
- A czy Lily wyraziła zgodę? - On uniósł brwi.
- No musi przyjść na szlaban.
- James to nie jest randka, musi przyjść, ponieważ razem z tobą coś nabroiła. To raczej jest kara. A teraz lepiej już idź, bo jest 18;10.
- Cholera, znowu jestem spóźniony - Wybiegłem z pokoju, Filch widząc mnie wbiegającego do gabinetu złapał się za głowę.
- Który to już raz Potter? 80? Chyba wpiszę cię na listę honorowych gości - zakpił i podał mi ścierkę, a także wiadro i zabrał różdżkę. Wszedłem do pomieszczenia, które mi wskazał, mieliśmy czyścić zbroje. Evans udało się umyć już jedną.
- No nie, na serio chcesz to robić? - wyszeptałem i spojrzałem jej w oczy.
- A masz jakiś lepszy plan?
- Oczywiście - podszedłem do niej bliżej, ponieważ nie chciałem, aby Filch się dowiedział - Poczekamy, aż zaśnie,  robi to nałogowo o tej porze. Zabiorę mu różdżkę i posłużymy się czarami, a następnie poczekamy, aż się obudzi i wypuści nas.

- A co jeśli tam wejdziemy, a on nagle się obudzi i nas zobaczy? Wtedy możemy dostać gorszą karę - Lily zaczęła protestować, ale wyjąłem z kieszeni pelerynę i pomachałem jej przed nosem. Po chwili zaczęliśmy wcielać w życie nasz plan. Założyłem pelerynę i poczekaliśmy, aż Filch uśnie, gdy już słodko chrapał, wkradłem się i bez problemu zabrałem mu moją różdżkę. Za pomocą jednego zaklęcia zbroje błyszczały i można było się w nich przejrzeć. Odstawiłem różdżkę i wróciłem do pomieszczenia.
- Co teraz?
- Chwilę poczekamy i obudzę go.
- Dobra robota - Ruda przybiła mi piątkę.
- Ale wiesz, że to nie była darmowa fucha? W nagrodę mogłabyś się ze mną umówić, w końcu skróciłem nasz szlaban.
- Darmowa fucha? A kto nas w to wszystko wplątał?
- Ja po prostu chciałem zrobić naszą lekcję przyjemniejszą - wyszczerzyłem zęby, a ona wywróciła oczami - To jak? Umówisz się ze mną?
- Niech będzie, ale masz się postarać.
- Będzie jak z bajki - Obiecałem. Naprawdę chciałem zrobić, aby nasza randka była niezapomniana, w głowie rysował mi się już pewien plan. Spojrzałem na zegarek i wyszedłem z pomieszczenia - No jak to tak? Drzemki w czasie szlabanu,a  gdyby ktoś wbiegł i ukradł nasze różdżki? Oj dyrektor nie będzie zadowolony - Filch zbudził się jak przerażony,a słysząc moje słowa trochę się zląkł.
- Że niby już wszystko jest posprzątane?
- Zbroje, aż się lśnią - Woźny wszedł do środka i omiótł pomieszczenie szybkim spojrzeniem - Ale jak?
- Więcej takich drzemek - zachichotałem - Dyrektor będzie bardzo zły.

- Ale nie musi się o tym dowiedzieć, prawda? - Filch spojrzał na mnie, a ja skinąłem głową. Potrzebowałem jednej rzeczy, którą kiedyś nam zabrał - Czego chcesz?
- Pan dobrze wie - uśmiechnąłem się, a on oddał mi z biurka płaskie pudełeczko, w którym były dwa lusterka. Dzięki nim komunikowałem się z Syriuszem podczas szlabanów.
- Dziękujemy i obiecuję, że nie pisnę ani słówka - Wyszedłem z Lily z gabinetu, a kiedy byłem na korytarzu zaczęliśmy razem się śmiać.


- Ne podejzewał nic?- spytał Harry, który w czasie opowieści co chwila chichotał. Najwyraźniej miałem większy dar opowiadania niż Lily.
- Nic, a nic. Stary Filch, kiedyś muszę go z Syriuszem odwiedzić -James uśmiechnął się, a do pokoju weszła Lily niosąc gotowy obiad. Całą historię słyszała i co jakiś czas śmiała się z nimi.
- Posliscie na tą randkę?
- Taak, ale to opowiemy Ci jutro, bo teraz jest obiad, a potem idziemy na krótki spacer.
- Smacznego- James posadził syna w foteliku i usiadł obok Lily. Nadal nie mógł uwierzyć, że po tylu latach prób i starań w końcu byli razem.


sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 1: Pocałunek


Na początku chciałabym podziękować kilku osobom.
- Kamanie za szablon, bo jest cudowny <3 Zakochałam się w nim, podoba Wam się? U góry jest link do strony, z której można wziąć takie szablony :)
- Rosałce <3 Bo bardzo dużo włożyła pracy w pierwszy rozdział. Dziękuję Rosałko kochana <3
- A także wszystkim czytelnikom, mam nadzieję, że spodoba wam się 1 rozdział :) Liczę na wasze opinie, komentujesz= motywujesz do dalszego pisania :) Zostawiajcie też swoje blogi, to chętnie na nie zajrzę <3 Krytyka mile widziana, wiem, że nie każdy jest idealny, dlatego dzięki waszym komentarzom staram się poprawiać błędy^^
Dzisiejszy rozdział dedykuję mojej kochanej Rusi <3 A także Sonny <3 Gdyby nie ich wsparcie, to blog w ogóle by nie powstał <3 Kocham was <3

*   *   *    *    *    *    *     *      *     *      *      *     *    *    

Był  1 września. Tata zaparkował przed dworcem King’s Cross o dziesiątej czterdzieści. Pomógł mi wtaszczyć kufer na wózek bagażowy, który sam pociągnął aż na perony.  Przez całą drogę się nie odzywał, wiedziałam, że każdy mój wyjazd go boli.
Na dworcu były tłumy ludzi, którzy spieszyli się, by zdążyć na swój pociąg. Krzyki matek, karcących swoje dzieci, przebijały się przez stukot kół nadjeżdżających pociągów. Jeden mężczyzna biegł, ile sił w nogach, by zdążyć na lada chwila odjeżdżający pociąg. W pewnej chwili wywrócił małą dziewczynkę, doprowadzając ją do płaczu, na co tłum zaczął krzyczeć i nawoływać sprawcę, lecz ten zdążył uciec. Dotarliśmy na miejsce. Nad jednym peronem wisiała duża plastikowa tabliczka z numerem 9, a na drugim taka sama tyle, że z numerem 10. Między nimi znajdowała się żelazna barierka.
- Tato nie martw się, to już ostatni rok- pocałowałam go w policzek. Odkąd dostałam list, spędzałam z rodzicami mało czasu. Nawet nie zauważyłam jak mój tato się starzał. W jego kruczoczarne włosy zdołały wkraść się ledwo widoczne siwe pasma. Na twarzy pojawiło mu się więcej zmarszczek, a jego niebieskie jak morze oczy powoli traciły blask.
- Obiecaj, że będziesz na siebie uważać.
- Obiecuję!
- Pisz też więcej listów, bo nie tylko ja się zamartwiam. Mama codziennie wypatruje listonosza, a ty do tej pory pisałaś raz na miesiąc. Nie sądzisz moja panno, że to za mało?
- Będę pisać więcej. Kocham Cię, ale muszę już iść, bo się spóźnię- spojrzałam na zegarek, a wskazówki pokazywały 10:55.
- Ja Ciebie też- Ojciec po raz ostatni pocałował mnie w czoło. Zaczęłam iść ku barierce. Kiedy po raz pierwszy jechałam do Hogwartu, bałam się, że wózek uderzy w barierkę. Teraz bez zastanowienia zaczęłam biec, aż przede mną wyłonił się peron 9 i ¾.  Czerwony parowóz stał już na stacji, a za nim wagony pełne ludzi. Powoli wsiadłam do pociągu i zaczęłam szukać przyjaciół. Po drodze mijałam znajomych z klubu Ślimaka, więc przystawałam na krótką rozmowę. Poszukiwania trwały 15 minut, znalazłam ich prawie na samym końcu. W przedziale siedzieli huncwoci, a także Dorcas i Ann. Remus zajmował miejsce przy oknie, studiował jakąś książkę, która całkowicie go pochłonęła, bo nawet nie podniósł głowy, gdy weszłam. Syriusz zawzięcie rozmawiał z Dorcas, Ann zaplatała włosy w warkocz, a Peter jadł pączka. Potter również siedział przy oknie, rozmawiał ze swoim bratem Kolem, chyba omawiali nowe strategie do quditcha. Na mój widok od razu wstał z miejsca i wziął ode mnie kufer, ładując go do góry.
- Cześć Potter. Jak tam minęły Ci wakacje?- Wysiliłam się na uśmiech. Miałam głęboką nadzieję, że przez te wakacje chociaż trochę się zmienił. Może dorósł?
- Cześć kwiatuszku, strasznie się za tobą stęskniłem- Nadzieja prysła jak bańka mydlana. To nadal był ten sam Potter.  Czy zawsze musiał zaczynać rozmowę od zdenerwowania mnie? Wiedział, że nie znoszę kiedy nazywa mnie serduszkiem czy miłością swojego życia.
- Nie mów do mnie kwiatuszku- wywróciłam oczami i przywitałam się z resztą, po czym zajęłam miejsce obok niego. Nagle drzwi przedziału ponownie się otworzyły. Do środka weszła ładna brunetka o piwnych oczach.

- Czy znajdzie się tutaj jedno miejsce? Już 20 minut chodzę i szukam, a muszę chociaż na chwilę usiąść…
- Oczywiście- Kol ożywił się i zrobił jej miejsce, a także zabrał bagaż – Nazywam się Kol, tutaj siedzi mój brat James i Lily, obok Syriusz, Remus, Ann i Dorcas. Pączka je Peter- przedstawił wszystkich, ale dziewczyna go nie słuchała. Trzymała głowę pomiędzy kolanami i brała głębokie wdechy- Wszystko dobrze?
- Tak, już tak- odparła po chwili i wyprostowała się- Tak jakoś nagle zakręciło mi się w głowie. Mam na imię Tatia.
Wszyscy jeszcze raz powtórzyli swoje imię. Podróż mijała bardzo wolno, rozmyślałam o minionych wakacjach. Spędziłam je w Egipcie razem z rodzicami i Petunią. Byłam pewna, że siostra już mi przebaczyła, ale ona nienawidziła mnie bardziej. Na każdym kroku próbowała zwalić winę na mnie i ciągle skarżyła się, że nie ma zasięgu, aby zadzwonić do swojego narzeczonego Vernona. W ciągu tych 6 lat znalazła sobie ukochanego, a ja? Nie do końca… Potter może i mógłby być tym jedynym, gdyby się tylko zmienił. Miał piękne orzechowe oczy, w których czasem bezboleśnie tonęłam. Był obiektem westchnień wielu dziewcząt w szkole, każda chciałaby z nim chodzić. Mnie często denerwował, a do tego był arogancki. Jego brat Kol również był przystojny. Zawsze lubiłam z nim rozmawiać, był świetnym słuchaczem i dawał dobre rady, ale ciągle domagał się rozrywki. Nie pamiętałam dnia, aby  mu się nie nudziło. Zbliżało się pół do pierwszej, kiedy na korytarzu rozległ się jakiś hałas, a po chwili drzwi znów się otworzyły i ku uciesze huncwotów stanęła w nich uśmiechnięta kobieta z dołeczkami w policzkach.
- Coś z wózka kochaneczki?- spytała. Na wózku znajdowało się wszystko, czego każdy czarodziej potrzebował do szczęścia.  Były tam m.in fasolki Bertiego Botta, czekoladowe gały, kociołkowe pieguski, kwachy, Musy- Świstusy, a także wiele innych smakołyków. Każdy z pasażerów złożył zamówienie i kobieta odjechała.
- Ejj nudzi mi się- Kol odpakowywał właśnie czekoladową żabę- Co wy na to, aby zagrać w prawda czy wyzwanie?
- O nie- jęknęłam cicho. Ta gra zawsze kończyła się tym, że odmawiałam wykonania zadania,bo albo musiałam pocałować Pottera, albo on mnie. Huncwoci i dziewczyny kibicowali nam od dawna, ale ja byłam bardzo oporna. Prędzej umówiłabym się z pająkiem niż z Rogaczem.
- Dawaj Ruda! Będzie bardzo fajnie!- Dorcas puściła mi oczko. Ona od dawna chciała poderwać Syriusza, więc rozumiałam jej entuzjazm. Nadarzyła jej się świetna okazja.
- Ja zaczynam, osoby wskazujemy palcem zgoda?- Kiedy wszyscy mu przytaknęli, Kol zamknął oczy i wskazał na Remusa – Prawda czy wyzwanie?
- Może być prawda.
- Czy podoba Ci się Ann?
- Tak- odparł Lupin, a dziewczyna zarumieniła się. Huncwoci zaczęli cicho gwizdać i klaskać.
- Hmm moja kolej, niech będzie Dorcas.
- Wyzwanie- Meadowes zawsze była odważna, przez wszystkie lata nauki  brała wyzwanie, chyba tylko raz wzięła prawdę.
- Zamień się koszulką z Syriuszem- Cały przedział wybuchnął śmiechem. Dziewczyna bez wahania zdjęła t-shirt i po chwili Łapa zrobił to samo. Wyglądali komicznie. Koszulka Dorcas była za mała na Syriusza i strasznie go opinała, natomiast Dorcas tonęła w ubraniach Blacka.
- Do twarzy Ci Syri- Dziewczyna zaśmiała się i zamknęła oczy- Kol! Co wybierasz?
- Oczywiście, że wyzwanie.
- No to… pocałuj najładniejszą dziewczynę w tym przedziale- Syriusz cicho wciągnął powietrze. Od paru lat Kol podkochiwał się w Dorcas i rywalizował z Łapą o jej względy. Ku zdziwieniu wszystkich chłopak nie pocałował Meadowes, ale Tatię.
- Ja wybieram Lily! Prawda czy wyzwanie?
- Wyzwanie- Nie wiem co mnie skłoniło do tej decyzji, może myślałam, że Kol jest trochę rozważniejszy niż jego brat i nie da mi jakiegoś głupiego zadania?
- Pocałuj Jamesa w policzek.
- Dobra- Odetchnęłam z ulgą i nachyliłam się do Pottera. W chwili gdy chciałam pocałować go w policzek, on odwrócił twarz i wpił się w moje usta. – Tak syneczku pocałowałam twojego tatusia.
- I co dalej?
- Dostałem w twarz- odparł James, który opierał się o framugę. Jego włosy były mokre od deszczu, a policzki zaróżowione od wiatru.
- Bolało?
- Przyzwyczaiłem się, przynajmniej raz w miesiącu dostawałem od niej z liścia- zachichotał Rogacz i uchylił się przed nadlatującą poduszką.
- A co dalej? Jesce dalej? Kiedy pojawi se Haly Pottel?- Na te słowa James zachichotał i zmierzwił włosy swojemu synowi.
- Haly Pottel pojawi się później, o wiele później.
- O tak, a teraz idziemy wszyscy spać- odparła Lily, która wstała z fotela i położyła się z małym na łóżku. James zgasił światło i zajął miejsce obok nich, tak, że Harry znajdował się pośrodku.
- Doblanoc.
- Doblanoc Harry- James ponownie zachichotał.
- Tato... ne smiej se, ja jesce ne umem mówic l.
- Dobrze, już dobrze. Obrażalski jak jego mamusia, ał- James dostał od Lily po głowie - Dobranoc- Rogacz pocałował syna w czoło i złożył czuły pocałunek na ustach Lily. Po chwili wszyscy smacznie spali.





Postacie :)

Wstawiam tutaj zdjęcia bohaterów, aby łatwiej Wam było czytać :)

James Potter:



Lily Evans:



Kol Mikaelson:



Tatia Petrova:



Syriusz Black:



Dorcas Meadowes:



Remus Lupin:



Ann Verota:


piątek, 3 kwietnia 2015

Prolog

- Musisz iść?- James zakładał kurtkę i szykował się do wyjścia.
- Robimy przegląd magazynu, Łapa mi pomoże, więc szybko zejdzie. Nie martw się- Rogacz pocałował Lily czule i wziął na ręce Harry'ego- Opiekuj się mamą i bądź grzeczny, dobrze?
- Dobla- Harry otrzymał całusa w czoło, a gdy tata położył go na ziemi, wrócił do zabawy klockami.
- Wrócę niedługo, zamknij dobrze drzwi- Przykazał Rudej James i wyszedł z domu. Kobieta przekręciła klucz dwa razy w zamku i podniosła syna.
- To co kochanie? Idziemy spać?
- Neee.... dlacego znowu tak wcesnie?- Harry zaczął swój bunt, który był już tradycją. Dla niego zawsze było za wcześnie na sen- Klocki...
- Klocki poukładamy jutro- Lily weszła po schodach i udała się do sypialni. Usiadła w fotelu i zaczęła kołysać malca do snu. Nuciła mu cicho kołysankę, którą kiedyś śpiewała jej mama, gdy ona była mała.
- Mamusiu?- Przerwał jej w połowie synek.
- Tak?
- Cy wy z tatusem zawse tak se kochaliscie?- Na te słowa Ruda wybuchnęła śmiechem.
- Nie kochanie, twój tatuś 7 lat się starał o mamy względy.
-  Dlacego?
- Bo wcześniej był niedojrzałym chłopcem, dopiero w 7 klasie się zmienił.
- Opowies mi o tym?
- No dobrze, ale dzisiaj tylko kawałek- Evans zamknęła oczy i próbowała sobie wszystko przypomnieć, a także ustalić moment, od którego zacznie- Był 1 września...